czwartek, 28 listopada 2013

Arthystyczny bullshit

Ćpuńskie mieszkania.
Zimno.
Dworzec.

Idę drogą. Ciemną drogą.
Którą przemierzałam tyle razy. Która prowadzi do miejsca.
Które ma dać ukojenie w myślach.
Schodzę z góry, pod którą szłam kilka godzin temu.
Niczym Syzyf, toczący swój kamień.

Siedzę w wannie. Suchej. Nogi przewieszone przez krawędź.
W ręku papieros. Zwyczajny papieros.
Dym ulatuje z niego jak życie ze mnie.
Ale ja nie żyję.
Dusza umarła. Noszę w sobie martwy organ.
Pomocy.
                               "I live for you,
                                But I'm not alive"
"Twój rysunek wygląda jakbyś cierpiała. Jakbyś była bezsilna i zamknięta w klatce"
Kazali narysować moje emocje. Więc narysowałam.
Czarną postać. Miał być kruk. Wyszedł anioł.
I granatowe tło. Deszcz.

Dzieci w maszynce do mięsa. Krzyczą, zagłuszane muzyką.
Przerabiane na pasztet. Który potem rozsmarujesz na kanapce.
Twoje dziecko na kanapce. 

Ludzie na grupie są cudowni. Paulina to świetny człowiek.
Chciałabym, aby było jej dobrze w życiu. Bo na to zasługuje. 
Oni wszyscy na to zasługują.

Trzymam swoje ciało na kanapie, leżąc i stukając w klawiaturę.
Czy jestem artystą?
Jestem nikim.


wtorek, 26 listopada 2013

ja

Głowa mnie boli..
Przez to mętne światło.
W moim pokoju.
Celi.
Celi pokoju.
Cokolwiek.

Zgubię się tam jutro. To jest pewne.
Warsztaty, kurwa.
Zgubię się. Nie znam mojego miasta.
Orientacja w terenie.
To szajs.
Jak ja.

Zgubię się.
We włansych myślach.
Z Tobą.
Księciu.

niedziela, 17 listopada 2013

3.

Jestem samotna nawet wśród nimf.
Nawet wśród miliona ludzi.
Smieję się z głupich rzeczy, bo tak robią nastolatki.
Szalone nastolatki.

A ja chodzę z tyłu, przyglądam się tym wszystkim śpieszącym się twarzom.
W brzydkiej kurtce. Kloszarda.

Ona się obraziła, bo ubrała się jak dziwka.
A my to jej powiedziałyśmy. Jejku.
Ktoś tu ma zły system wartości.

Mój kot ma sezon godowy. Miałczy i miałczy. Chce zapładniać.
Nawet mój kot ma większe branie. Niż ja.

Życie ssie. Potnę się zamrażarką.

Albo nie. Zostanę księżniczką ciemności.
Nie będę odsłaniać rolet. Już i tak nie robię tego od jakiegoś roku.
Zło.

sobota, 9 listopada 2013

.

Rodzina zwaliła się na nasze małe mieszkanie jak grom z jasnego nieba.
Trzeba założyć maskę zbuntowanej jedynaczki.
Dali mi piwo. Wypiłam do połowy i odstawiłam.
Ta w środku chyba wyszła ze mnie.
Jest moja ciocia i wujek. Lubię ich. To naprawdę świetne osoby.
A ja tylko odliczam dni do mojego końca. Albo przewrotu.
Śniąc o falach i podróży po kosmosie.
Kosmos świadczy o dobrobycie przyszłościowym.

Wciąż to samo. Te same piosenki na mp4, ta sama droga, Ci sami ludzie w tramwaju i autobusie.
I ta aseksualna kurtka, która odbiera mi resztę mojego poczucia wartości.
Jebana monotonia. Rzygam wami. Waszym zaśmierdziałym jedzeniem i robieniem tego samego.
Bo tak trzeba.
Rzygam tą konsumpcyjną pogonią za pieniądzem i wykształceniem.
Jakby to, do kurwy nędzy, miało jakieś znaczenie.
Nienawidzę tego świata. Nienawidzę tego zlepka osób, którym się otaczam. Którzy otaczają mnie.
Chuja wiedząc o mnie.
I siebie. Siebie najbardziej. Jak zwykle. Bo jestem gównem. Największym ze wszystkich gówien.

Dlaczego mam być taka, jak wy? Co ja zrobiłam? Dlaczego mam być kopią? Tym małym trybikiem.
Ja nie chcę. Nie chcę. Nikt nie chce. Może tylko ja. Albo zlepek osób.

Jeśli nie chcecie dać mi wolności, dajcie mi towarzysza do celi.
Jego
Przytul mnie. Powiedz, że jestem ważna. Kochana. Przytul mnie. Proszę. Mocno. Najmocniej.
Zgnieć mi żebra.
Przytul mnie.
Istniej.