Nie chcę wyrastać. To nudne i prowadzi do tego samego, co dotyka ich wszystkich. A jestem jakiś inny? Jestem jakiś "lepszy" czy "zdolniejszy"? Nie dostrzegam więcej, z inteligencją też bardzo średnio, moje życie dyktowane jest beznadziejnymi myślami, które nachodzą znikąd i każą wykonywać czynności w określony, ustalony w mojej głowie sposób.
Więc kim jestem, jeśli nie tymi "wszystkimi innymi"? Jestem tylko szarym człowiekiem. W swojej głowie każdy przecież jest wyjątkowy, nikt nie jest ograniczony i wszyscy jesteśmy światli, oświeceni. Kim jestem, jeśli nie takim człowiekiem? Szarą, pustą komórką, która myśli, że coś zdziała i osiągnie. Śmiesznym, małym chłopczykiem czy dziewczynką. Nawet, kurwa, nie wiem, czy ja się wpasowuję w jakiś standard. I to w negatywnym sensie.
Porusza się wraz z dźwiękiem, jedynym, który wypełnia pustkę w tych mrocznych, zasmuconych duszach, które chowają się w swoich zagraconych mieszkaniach i wychodzą tylko nocą.
Zawsze chciałem taki być. Pretensjonalnie mroczny i tajemniczy, albo wredny, ironiczny i cholernie zabawny, obracający wszystko w żart. W jaki sposób ja to godziłem wtedy, tam w tej zapomnianej krainie?
Noc pasuje mi najbardziej. Zawsze pasowała najbardziej, jeśli była podsycana takimi dźwiękami i wonią, aromatem tej przygody, tego czekającego zadania, które trzeba wypełnić i wreszcie, wreszcie uciec i wypełnić siebie, wypełnić tę pieprzoną pustkę, zedrzeć z mordy ten obrzydliwy, tępy wyraz. Dać wyrwać się temu, kto naprawdę siedzi w środku, kto jest chowany i chroniony, jest tak potężny i dojrzały, ale przy tym nie nudny. I stać się nim, stać się w każdym calu i nie bać się. Nie bać się już, nie telepać się po karimacie na podłodze, słysząc niepożądane dźwięki.
Dajcie mi tę noc. Dajcie mi te noce.
Zdobędę je sam.
Noc pasuje mi najbardziej. Zawsze pasowała najbardziej, jeśli była podsycana takimi dźwiękami i wonią, aromatem tej przygody, tego czekającego zadania, które trzeba wypełnić i wreszcie, wreszcie uciec i wypełnić siebie, wypełnić tę pieprzoną pustkę, zedrzeć z mordy ten obrzydliwy, tępy wyraz. Dać wyrwać się temu, kto naprawdę siedzi w środku, kto jest chowany i chroniony, jest tak potężny i dojrzały, ale przy tym nie nudny. I stać się nim, stać się w każdym calu i nie bać się. Nie bać się już, nie telepać się po karimacie na podłodze, słysząc niepożądane dźwięki.
Dajcie mi tę noc. Dajcie mi te noce.
Zdobędę je sam.