piątek, 24 czerwca 2016

Mówią, że z tego się wyrasta. Notorycznie balansuję pomiędzy trzynastolatką z czarną kredką w dłoni, a butnym pięciolatkiem, mierzącym do ciebie z plastikowego pistoletu na wodę.
Nie chcę wyrastać. To nudne i prowadzi do tego samego, co dotyka ich wszystkich. A jestem jakiś inny? Jestem jakiś "lepszy" czy "zdolniejszy"? Nie dostrzegam więcej, z inteligencją też bardzo średnio, moje życie dyktowane jest beznadziejnymi myślami, które nachodzą znikąd i każą wykonywać czynności w określony, ustalony w mojej głowie sposób.
Więc kim jestem, jeśli nie tymi "wszystkimi innymi"? Jestem tylko szarym człowiekiem. W swojej głowie każdy przecież jest wyjątkowy, nikt nie jest ograniczony i wszyscy jesteśmy światli, oświeceni. Kim jestem, jeśli nie takim człowiekiem? Szarą, pustą komórką, która myśli, że coś zdziała i osiągnie. Śmiesznym, małym chłopczykiem czy dziewczynką. Nawet, kurwa, nie wiem, czy ja się wpasowuję w jakiś standard. I to w negatywnym sensie.
Porusza się wraz z dźwiękiem, jedynym, który wypełnia pustkę w tych mrocznych, zasmuconych duszach, które chowają się w swoich zagraconych mieszkaniach i wychodzą tylko nocą.
Zawsze chciałem taki być. Pretensjonalnie mroczny i tajemniczy, albo wredny, ironiczny i cholernie zabawny, obracający wszystko w żart. W jaki sposób ja to godziłem wtedy, tam w tej zapomnianej krainie?
Noc pasuje mi najbardziej. Zawsze pasowała najbardziej, jeśli była podsycana takimi dźwiękami i wonią, aromatem tej przygody, tego czekającego zadania, które trzeba wypełnić i wreszcie, wreszcie uciec i wypełnić siebie, wypełnić tę pieprzoną pustkę, zedrzeć z mordy ten obrzydliwy, tępy wyraz. Dać wyrwać się temu, kto naprawdę siedzi w środku, kto jest chowany i chroniony, jest tak potężny i dojrzały, ale przy tym nie nudny. I stać się nim, stać się w każdym calu i nie bać się. Nie bać się już, nie telepać się po karimacie na podłodze, słysząc niepożądane dźwięki.
Dajcie mi tę noc. Dajcie mi te noce.

Zdobędę je sam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz