piątek, 8 grudnia 2017

Drogi Mikołaju!
Ten rok się już kończy, zostało ledwie kilkanaście dni. Kilkanaście dni.
Jeśli za parę dni/miesięcy/lat będę to czytać, to pewnie zapamiętam moment pisania tego. Słucham TEGO ZESPOŁU i myślę O TYM CZŁOWIEKU, który pojawił się w moim życiu zupełnie znikąd.
Ale przecież to podsumowanie roku, to podsumowanie wszystkiego i wypisanie całkowite. Czy jestem w stanie spamiętać wszystkie wydarzenia, jakie miały miejsce w okresie tych dwunastu miesięcy? Czy przyćmiewa mi je to JEDNO, które ostatnio się stało? Ta jedna wiadomość?
Nie wiem, czym to jest i czy to jest TO.

Rok zacząłem w towarzystwie okrutnego deja vu i głośno śpiewając, wyrywając sobie płuca i lekko ogłuszając na jakiś moment śpiewając wszystkie znane nam piosenki. P. jeszcze wtedy nie znała moich soundcloud rappers, ale poznała ich potem.
To było w domu tego pana, co to mi skradł pocałunek zeszłego listopada.
Kompletnie nie pamiętam stycznia, chyba nic się tam nie wydarzyło ważnego.
W lutym metaforycznie odebrałem kawałek plastiku i po nocy pełnej szampana, wina i płakania, tańczenia i gaśnięciu światła, przecież jestem mrocznym człowiekiem, nie spałem całą noc. Potem wracałem przez śniegi, zostałem podwieziony i schowałem się na tym okropnym, obskurnym dworcu w poszukiwaniu jakiegokolwiek źródła ciepła. J. wtedy napisał o milionach należnych za tereny porośnięte lasem i płakałem ze śmiechu. Kupiłem sobie wtedy moje pierwsze, legalne papierosy - czerwone Marlboro. Obrzydliwe.
W busie przytulałem moją nową maskotkę - sowę. Słuchałem Dat Adam, Sonic Youth, do teraz pamiętam te drzewa przewijające się w rytm i myśli i wyobrażenia o Tym Jedynym, że się wreszcie zjawić musi. Na końcu była Nirvana. Potem mnie przyciął prawie autobus. I M. upiła się szampanem samotnie, ja przespałem bardzo dużo.
Potem? Potem pamiętam, że był jeden, ciepły dzień i widziałem Ł., ale aż tak się nie przeraziłem.
Ujawnił się Wiktor, krzyczałem na cały dom w radosnym uniesieniu, tyle lat przekopywania każdego komentarza w odszukiwaniu człowieczeństwa wreszcie znalazło swoje ujście.
Bardzo estetyczne ujście, dające prawdopodobnemiłościżycia.
Następnie nadeszło wieczne zimno i padający w maju śnieg. J. nad morzem zrobił zdjęcie jak ovors.
Poznań. Poznań był ciekawy i bardzo ekstremalny. Byli Ukraińcy, palenie papierosów przez okno, szukanie papierosów i szukanie szukającej papierosów, dużo stresu i potrzeby emocjonalnego ciepła, pizza hawajska, poczucie przynależności, podróże poznańską komunikacją miejską, oddanie jedzenia jakiejś pani, ubieranie się jak school shooter, kotlety, ta cholerna grupa, płytki łazienkowe w pokoju, syf, Burkina Faso, jakdojade.pl, autobus linii 911, nordyccy blondyni, załamanie nad rasą męską, powrót pociągiem, spotkanie Dema, pomylenie peronów, podróż ściśnięta między toaletą i przejściem, dużo ludzi, tabletki i nieważne bilety, upragniona wolność i łóżko.
Gdańsk pierwszy obfitował w papierosy palone ukradkiem, nie przeze mnie, ciekawe muzeum, zachody słońca i rytualna Costa, wredne uśmieszki i niemiłe komentarze, śnieg pod koniec kwietnia i zimno.
I ta restauracja, do której weszliśmy i wyszliśmy, bo co ta za popieprzone ceny były.
Potem w maju filmowałem flagi i cieszyłem się każdym promieniem słońca, każdym ciepłem danym mi od natury i robiłem dużo zdjęć wtedy też.
Były bardzo miłe okoliczności spożywania posiłku, gdzieś na górze, między dymem i rosnącym rzepakiem. Było bardzo miło, ciepło i zdecydowanie był to jeden z najciekawszych dni tego roku. Dziękuję Mikołaju, że mam taką osobę przy sobie i że ona ze mną rozmawia. Wcześniej zabrała mnie jeszcze na sushi, było pyszne i dziękuję Ci za to.
Jest piękne, fioletowo-różowe niebo. Prawie jak ogień na rosyjskim niebie, gdzieś nad jeziorem na Syberii.
Ic3peak - I'll be found.mp3
Czerwiec obfitował w gorąc i tę jedną noc, gdzie on się na mnie bardzo dziwnie patrzył i tańcząc na ławkach złapała nas policja, bo za bardzo się wczuliśmy w rapowanego Bonesa. Spisali nas, ale nic poza tym. Bardzo mili panowie, polecam polską policję.
Tamte urodziny to w ogóle ciekawe czasy były, zwłaszcza patrzenie na alfa hetero samca, który wcale nie jest hetero i nie zdziwię się, jeśli niedługo go zobaczę. Tak, chcę go zobaczyć w takiej sytuacji, to jeden z moich prezentów, o które proszę.
Oprócz tego było dużo kaczek, powroty do domu nad rzeką, widmo ciekawych wakacji.
Lipiec mogę podzielić na dwie części. Na tę dobrą, przedtarkową i tę złę, potarkową.
W przedtarkowej miałem przyjemność uczestniczyć w wycieczce do Gdańska, która była jednym z najlepszych dni w moim życiu, pomimo wszystko. Wszystko się zgrało - ciepły poranek, pociąg, rozmowy z pociągu, gdy pociąg wjechał w Trójmiasto, chodzenie naokoło dworca, bo mamy zerową orientację w terenie, Inowrocław, mosty, ładna architektura, muzea, które były dosłownie za rogiem, ulica Okopowa, jakieś dziwne przejścia i robienie zdjęć w słowiańskim przykucu, ale mieliśmy zerową orientację w terenie, nawet pomimo dobitnie pokazującej i nawigującej trasę mapy, jak już zostało wspomniane, morze, jakieś beznadziejne wystawy z pracami ludzi z plastyka, które zostały nazwane malarstwem młodopolskim, ciepło, dużo ciepła i czarny gmach Teatru Szekspirowskiego, bardzo ładny, standardowa Costa, herbata, kawa, przedtem plaża, morze, piękne kościoły, rzeźby, które dawały mi dreszcze i jedno z moich ulubionych zdjęć kiedykolwiek, dużo ciepła, jakieś festiwale kolorów, gofry, rzekę, piękną architekturę, trochę nienawiści do siebie, ale to przeszło, piasek, ciepło, wodę, szczęście, radość, zabawę, dobre samopoczucie chociaż przez chwilę.
Potem były Ogrody, okres przedogrodowy spędzony w zielonych, gdzie M. nie miała gdzie mieszkać i musiałem pierwszy raz w życiu przenocować znajomą, ciepło i wiecznie otwarte drzwi, dźwięk rolet, kot, kabel, poczucie bezdomności.
Ogrody>
Powroty do domu po schodach, biegnąc niemalże do pięknych utworów przez oświetlone na biało ulice, pośród mojej ulubionej trasy do letnich, nocnych spacerów w rytm muzyki. Sama impreza jaka była? Dziwna. Ale mam nagrane i zrobione ładne zdjęcia, nawet się A. podobały, więc to jest important.
Pomyślałem wtedy coś, co mnie dzisiaj śmieszy.

A potem?
A potem był płacz, zgrzytanie zębów, Giles Corey, próby, chęć próby, niewychodzenie z domu, obojętność, poczucie bezsensu i bycia bezwartościowym. Gdyby nie M. i K to nie wiem, jak bym sobie z tym poradził. To zweryfikowało moich prawdziwych przyjaciół.
Nie było dobrze. Było ciepło i było smutno, były papierosy i żal, stalkowanie i niezrozumienie.
Były dziwne urodziny, gdzie było Goodbye Horses i wielka nawałnica, przedtem upał i następnie deszcz taki, że przechodziłem przez leżące na jezdni drzewa. Dziwne czasy, dziwny był ten sierpień. Wiele spotkań było z moją najlepszą, więc chociaż coś. No i była ta kawa. Uciekanie w przejściu podziemnym przed dresami, dziwny koncert, frytki i "O CZEŚĆ", zapoczątkowało pewną tradycję.
Wrzesień. Nie pamiętam, pamiętam tylko smutek.
I to, że pewnej nocy coś mi powiedziało, żeby do Niego napisać i zacząć z Nim rozmawiać, tak zupełnie bez powodu, bez żadnego ostrzeżenia i kompletnie bezpodstawnie.
I tak się wszystko zaczęło.
Październik. Co mi dał październik?
Wixapol. Ale było zajebiście. Naprawdę zajebiście. Uwielbiałem potem ten ból stóp i łydek, zakwasy i ból mięśni po całonocnym tańcu, wycieczkach po Starówce, zdjęciach i remiksie Gigi d' Agustino.
I jak wracaliśmy wtedy razem z chłopakami i oni puszczali Bestial Raids.
King Bruce Lee Karate Mistrz.
A potem się zaczęły rozmowy i płacze i chęć dotknięcia, chęć poznania, chęć zobaczenia.
I co? Skończyło się jak zawsze.
Naprawdę myślałeś? Czy nie pomyliłeś nieba z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu? Bardzo bym chciał, żebym się w tej kwestii mylił, bo w niej nie da się nic zrobić, absolutnie nic.
Mikołaju, jestem w potrzasku i nie wiem, co mam zrobić dalej.
Będę rozmawiać. Chcę rozmawiać. Rozmawialiśmy tak długo, tak szczerze i dobitnie, jest między nami więź; pozostaje tylko kwestia klasyfikacji i określenia tej więzi.
Ciężko mi się o tym pisze tutaj, Mikołaju.
W tym roku proszę Cię o rozjaśnienie i wyjaśnienie pewnej kwestii, pokazaniu mi dobitnie, że się mylę bądź myślę o rzeczach prawdziwych i najprawdziwszych.
I w miarę możliwości odrzucenia fałszywych, pokazania mi prawdziwych. Zweryfikowania nadanych mi ludzi i jasnego ich określenia.
I jeśli to On, jeśli to nie On - chcę go spotkać i spędzić z nim najlepsze chwile kiedykolwiek. Najszczęśliwsze i najpiękniejsze, niekończące się gorzkimi łzami i pozwem rozwodowym.
Takie czyste, mroczne szczęście.
Oraz proszę o to, żeby papierosy się poprawiły i zaczęły znowu być smaczne.
I wielu udanych wyjazdów i zdjęć z nich.

Za co Ci dziękuję? Przede wszystkim za przyjaciół, tych zweryfikowanych, prawdziwych i sprawdzonych. Że selekcja jest już w toku i potrzeba mi tylko czasu. Dziękuję Ci za całą tę piękną muzykę, jaką odkryłem. I za te miłe chwile i za te złe też.
Za M., za K., za A., za K., za P., za T., za I., za M.

To był rok dziwny, to był rok inny, różnorodny i raczej negatywnie spędzony, ale wiesz co? Na tych szarych gruzach, jak kwiaty, wyrastają te piękne chwile, są przez to bardziej widoczne i dają mi więcej swego rodzaju nostalgicznej melancholii, szczęścia.
Zmarło wielu muzyków, którzy towarzyszyli mi przez jakiś tam okres, zwłaszcza śmierć tego jednego, młodego bardzo mną wstrząsnęła, śmierć innych również.

Przede mną rok zmian, na pewno jakiś zmian, negatywnych czy pozytywnych.

Wiem, że los mi pokaże, jak bardzo się mylę i za rok o tej porze będzie pisał człowiek jedynie mocniej zmęczony i nieszczęśliwy albo człowiek w dobrym humorze i z dobrym partnerem.
Albo człowiek pośrodku.

Wszystko się może zdarzyć.

Dziękuję.

O., Ev., Rav.,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz