środa, 31 grudnia 2014

fgekjsafdL

Chodzenie o trzeciej w nocy po zaśnieżonym cmentarzu.
W dodatku tylko w pidżamach i kurtce.
Do czego one mnie zmuszają.

Ten rok był jeszcze gorszy od poprzedniego.
Straciłam szpital. Jedyną opokę.
Straciłam kilka ważnych osób.
Boli bardzo.

Ale ci najwytrwalsi zostali.
I dzięki im za to.

Nowy rok już niedługo.
Będzie zły. Czuję to.
Oj, czuję to wszędzie.

Jednak jest iskra nadziei, że może będzie lepszy.
Może czarnooki wreszcie się pojawi.
Może coś poczuję w końcu innego.
Może wycie z bólu sobie pójdzie.

Zobaczymy.

Wszystkim tym, którzy czytają te wypociny życzę szczęścia.
I spełnienia marzeń. Sobie też życzę.
Mogę.

Wróżyłam sobie z ręki.
Będę miała trójkę dzieci.
Chyba ich pojebało.


^chyba tylko to było dobre w tym roku

poniedziałek, 29 grudnia 2014

myster sajkoł seksej


My mind is telling me
To leave this place
My self insanity has taken its toll
Frustration has taken its control

Nazywasz się rodzicem. To zabawne, wiesz?
Bo gdy Twoje dziecko zwija się na podłodze i krzyczy.
Z bólu, które mu zadajesz. 
Powinieneś coś zmienić. 
Opamiętać się.
Cokolwiek.

Ale nie. 
To ja jestem nieodpowiedzialna. 
Durna i zła. 
Próbuję to zmienić.
Ale nie mogę.
Bo jestem dzieckiem. 
A Ty rodzicem.

Próbuję się uwolnić. 
Matka z córką. 
Matka i matka matki.
Zabierzcie mnie stąd. 

Jedynie muzyka ratuje ostatnimi czasami. 
Tylko ona wybija ponad to.
Ale potem i tak spadam.
A upadek boli. 

Wciąż liczę na czarnookiego. 
Zatraciłam się we własnych wyobrażeniach.
Hadesa nie ma.
I nie będzie. 

Boję się, że kiedyś pęknę.
Pęknę i zrobię głupotę.
Bo to jest patologia. 
Najwyższych lotów bądź najniższych. 

Po co ja to piszę?
Nie mam nikogo.
Jestem sama. 

Wstawię Panterę. Bo mogę. I lubię. 
Dramatyczne. Kropki. Czujesz. Ten. Artyzm? 


sobota, 27 grudnia 2014

nananan

To miasto śmierdzi jeszcze bardziej, gdy się do niego ponownie wraca.
Królewskie miasto. Zwłoki królów i władców. One tak śmierdzą.
Nie. To ludzie.

A ja trzymam głowę opuszczoną.
Chodzą butami po moim łóżku.
Śmieć.

Wigilię spędziłam w obcym miasteczku, z obcymi ludźmi i obcym uśmiechem.
Niektórych widziałam pierwszy raz w życiu.
Nic nie poczułam. I piłam wino. Sporo wina.
Po winie również nic nie poczułam.
Nawet tego słynnego alkoholowego odrętwienia, które tak lubi ktoś mi bliski.
Powinien być bliski.

Najgorsze jest chyba to, że nie mam swojego miejsca na Ziemi.
Jestem przeganiania z jednego miejsca, aby w drugim zostać wykopana do trzeciego.
Rzucają mną jak śmieciem.
ALE TY JESTEŚ ŚMIECIEM.
DOTRZE TO DO CIEBIE?
Chyba nigdy już nie poznam, czym jest rodzinny dom i rodzinne ciepło.
Nie mam gruntu.

Jeden z piękniejszych snów w moim życiu.
Chociaż wywołał płacz.
Po przebudzeniu.

Blizny na twarzy są piękne. Dodają Ci charakteru.
Kocham Cię. Pomimo nich.
A w masce wyglądasz po prostu niebezpiecznie.

Na studiach będę musiała pracować. Nie wiem jak to połączę.
Coś runie. A ja razem z tym.
Przecież Ty nawet nie zdasz matury.

Spadł śnieg. W końcu. Lód pęka, gdy po nim skaczesz.
Jaka tania metafora.
A jakże trafna.

Mróz mi nie przeszkadza. Lubię to świeże powietrze.
Może kiedyś zamarznę.
Nadzieję miejmy, że szybko.

Śmieszne jest to, że moje życzenia zapisane niżej.
Te, które napisałam w liście do Mikołaja.
One się spełniły.
Cholera. Mogłam poprosić o PP.


niedziela, 14 grudnia 2014

Lithium

W dalszym ciągu tak okropnie piszę. Te same emocje i słowa.
Wypaliłam się.
A nikt mnie nawet nie zapalił.

Boję się, że znajdą tego bloga.
Niech znajdą. Proszę bardzo.
Oto prawdziwa ja.
Emo dziecko. Nie lubię siebie.

Zaczęłam notkę tylko po to, żeby wstawić Lithium.


sobota, 13 grudnia 2014

mikołaj

Drogi Mikołaju!
Dawno nie pisałam. Wiem o tym. I przepraszam Cię, bo jesteś tak pociesznym i miłym człowiekiem. Może dlatego, że już nie wierzę. Ale uwierzyłam ponownie. Zaczęłam lubić wierzyć w rzeczy nierealne, a potem rozczarowywać się ich nieistnieniem. Masochizm.
Pamiętam, jak babcia przebrała się za Ciebie. Pamiętam tę magię i flanelową sukienkę. Pamiętam też, kiedy przyjechała karetka. I zabrała pewną osobę gdzieś.
Było chyba lepiej. Sama nie wiem, Mikołaju. Pomożesz mi trochę? Potrzebuję Twojej pomocy w kilku sprawach. Ja nic nie mogę zrobić, z racji mojego wieku.
Odpowiedzialność za mnie przejęta przez nieodpowiedzialną. Bezsilność. Sporo bezsilności. 
Jeszcze trochę, Persefono. Wytrzymasz.
Mikołaju! Gdzie jest Hades?
Czy poszło mi to dobrze? Te śmieszne teściki, które decydują o mojej przyszłości? Czy wpasowałam się w klucz? Czy to wszystko będzie dobrze? Z lekcji wiem, że nie myślę prawidłowo. Że moja interpretacja była okropna i spaczona. Że jestem tępym, małym i niewłaściwym gównem, które ktoś musi utrzymywać.
Ale ja to wiem.
Pachnę lawendą. Lubię lawendę. Lawenda daje miłość, szczęście i prorocze sny.
Wiesz, Mikołaju, że zdiagnozowano u mnie nerwicę natręctw? Podobno spowodowana długotrwałym stresem. Większej głupoty nigdy nie słyszałam.
Ja nie jestem chora. Nie róbcie ze mnie chorej osoby! Jestem po prostu chronicznie niewyspana.
Zmiana tapety w telefonie naprawdę przyniesie mi pecha. Tak samo jak i przesunięcie figurki na tej pieprzonej szafce, nad którą śpię. I muszę przesunąć ten dywan, bo coś mi się stanie.
Boję się nawet to napisać.
Nie wiem, co zrobię w ostatni dzień tego przeklętego roku. Nienawidzę go. Chcę, aby już odszedł w zapomnienie. Uduszę butem jego zgliszcza, po czym wejdę w nowy.
Pewnie gorszy.
Wiesz, że wezwałam policję na własną matkę? Doza anonimowości w internecie sprawia, że mogę sobie pozwolić na opisywanie najgorszych spraw z mojego życia prywatnego.
Syk piwa. Znienawidziłam alkohol.
Ale nie narkotyki. 
Wyrzucą mnie ze szkoły. Czuję to. Pójdę do zawodówki.
Boję się. 
Nienawidzę ich. Mikołaju, jak ja bardzo ich nienawidzę! Brzydzą mnie tak okropnie. Nie robią nic. A ja pławię się w ich lenistwie.
Cyferką mniejsza. Jestem odpowiedzialna. Nie dajecie mi być odpowiedzialną, bo mam tyle lat.
Chcę uciec.
Mikołaju, pożyczysz mi swoje sanie? Fajnie byłoby, gdybyś mnie gdzieś podrzucił. Do kogoś.
Czuję się źle, ale to już normalne. Zły humor.
Dzisiaj rocznica śmierci Chucka. Trzynasta rocznica.
Trzynaście. Nie lubię tej liczby.
A czterdzieści i cztery mnie prześladuje. Dwadzieścia i siedem również.
Mikołaju. Przynieś mi paczkę fajek. Tyle proszę. Spełnisz chociaż to?
Albo dwie paczki. Zaszalejmy.
Palić mi się chce, cholera. Chciałabym poczuć dym w płucach, paląc na mrozie.
Albo na balkonie. Tym balkonie. Czując jesienne bądź wiosenne powietrze, patrząc w dół i widząc wschodzące słońce. Paląc te pieprzone miętowe fajki, które zawsze miałam. Tęsknie za nimi. 
Czy to okropne, że tęskniłam za fajkami bardziej, jak za własną matką? 
Nie potrafi zapewnić mi nawet pokoju, higieny i spokoju. Pogryzła mi ręce.
I uderzyła w brzuch.
To chore, że o tym piszę. Dlaczego ja o tym piszę.
Anonimowość, Persefono. Maska.
To niedługo się stanie. Przebudzę się. I zacznę tworzyć.
Ale jeszcze nie dzisiaj, Mikołaju. Jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj zbieram doświadczenia.
                                                    Persephone
P(P)S Zjadłabym sushi. Dorzuć jeszcze sushi do tych papierosów.