Nieuzasadniony. A
może i tak?
Lęk. Panika. Lęk uśpiony. Teraz przebudzony.
Bezradność. Bezradność największa.
Dławiące uczucie w żołądku.
Ona tu jest. Wróciła.
Niszczy znów.
A czy może jeszcze?
ZA DUŻO.
Jestem zmęczona.
Siedziałam do piątej, targana strachem. Przestraszył mnie każdy, nawet najmniejszy szmer, który był w tym mieszkaniu. Znowu czułam się jak ta siedmiolatka, która bała się przejść. Ciemną uliczką, wraz z tą, co niszczy.
Bałam się panów, co to głośno mówili. Śmiejąc się. I pijąc to, co robiło z rodziców zombie.
Nadal robi.
Wypisywałam jakieś głupoty w zeszycie.
Użyłam tego pseudonimu, którym kiedyś chciałabym się posługiwać. Tak naprawdę. A nie w głowie.
Denerwuję się.
Ta notatka to wynik moich uczuć. Jakby można było je skompresować, oznaczyć i komuś wysłać. Żeby poczuł, zanim powie. A może dla niego, to będzie za mało? Każdy przechodzi przez dziwne sytuacje. Bez wyjścia.
To znaczy nie mówię, żebym coś. Bo przecież już myślisz, że jesteś zwykłą, atencyjną szmatą. A nie jesteś? Jestem szmatą do podłogi. Nawet na niej śpię.
Boję się. Nic niezwykłego, prawda?
czwartek, 20 sierpnia 2015
Nie chcę być tłukiem.
Już jesteś. Przecież nie jestem Cobainem, żeby z tego rezygnować.
Nie jestem geniuszem. W żadnym stopniu. Odkrywcze, że dech zapiera.
Powiedz mi, dlaczego mnie nie kocha? Jedyna osoba, która powinna kochać
miłością bezgraniczną? Przecież, co ja robię takiego? Dlaczego ona mi to robi? Powiedz mi. Proszę.
Co zrobiłam? Ona mnie nie kocha.
Jestem tu z przyzwyczajenia.
Robi sobie krzywdę.
Przecież Ci powiedziała.
Jasno i wyraźnie.
Dlaczego wciąż to kwestionujesz?
Nie dochodzi, że tak może być? Tak jest.
Ma Ciebie dość.
Jak wszyscy.
Nikt nie kocha Persefony.
Nawet ona sama.
Nie mogę mieć nawet pretensji.
Przecież to i tak nic nie zmieni.
Pozostał ból.
I ściśnięta klatka piersiowa.
Brak oddechu.
Ściany się zbliżają, kolce wpychają mi głębiej.
A przecież, nawet ich nie wyjęli.
Na chwilę małą nawet.
Twój brak miłości.
Ale czy ja jej oczekuję? Jesień się zbliża.
Kolejna, podczas której
czerń wleje się w trzewia.
Nadmiar czerni.
A kajdany założą na kostki. Jakby wcześniej ich tam nie było. Kolejna, podczas której
czarnych oczu wypatrywać będę.
środa, 19 sierpnia 2015
Kupiłam sukienkę na pogrzeb. Wiesz, czyj. Miała ona być do szkoły.
Tej śmiesznej, nowej, która jest jak ten kot w pudle.
Ale nie oszukujmy się. Po co?
No co?
Ten film dał mi nadzieję, ale wiemy, że nie.
A może? Chciałabym.
A będzie.
I już.
Jedyny ludzki, z wrażliwością artystyczną, której brak.
Tym innym.
Tak mi się wydaje.
Nie neguję ich, reszta też pewnie jest w porządku.
Mam napady paniki. Krótkie, trzymające całe ciało.
Oddycham wtedy głęboko, przechodzę do tej chatki.
Tam, w lesie jednym. Gdzie są czarne oczy i flanelowe koszule.
Nie jest ze mną dobrze.
Ale to żadna nowość.
Kropki są połączone. Jest reakcja łańcuchowa.
Ale i przeznaczenie.
Cel jest jeden.
Droga różna.
Mądrze to powiedziałeś, Andrej.
Nie lubisz, jak tak na Ciebie mówię.
Nie pozwól szarości dotrzeć tam, do serca.
Czuję chłodną melancholię poranka.
Taki jasny, szaroniebieski kolor.
Wiesz, o jakim mówię.
Jest spokojnie.
Bezpiecznie.
Nad skąpanym we mgle jeziorem.
Otulona kocykiem. Jakąś pelerynką.
Lubię peleryny.
Siedzielibyśmy tam.
Albo leżeli.
Niedawno na niebie były gwiazdy, pamiętasz?
Wrócą do nas.
Czeka na nas dzień.
Jestem zmęczona, wymęczona i obojętna.
Przez chwilę.
Jestem kropeczką.
I moja druga kropeczka.
Gdzieś się zawieruszyła.
Na czas nieokreślony.
Nieokreślony najgorszy.
Nagramy coś, wierzę.
Twoje ramiona są moją ostoją.
Przystanią. Drugim brzegiem Styksu.
Bądźmy.
Nasze kroki są takie miękkie, spokojne. Wszystko jest opanowane.
Jesteśmy tylko my, jezioro i chłodny poranek.
poniedziałek, 3 sierpnia 2015
Czasami sobie wyobrażam, że mam brata.
Napisałam nawet o tym kawałek prozy. Zakochanej prozy. Romantycznej. Chorej.
Podobno jest lewacka, lecz powiedziała mi, że mam gdzieś ją wysłać. Bo niezła.
Piszę coś niezłego? Kiedykolwiek? Naprawdę? Nie umiem zbijać słów ładnie, kreatywnie.
Kreatywne zbitki słów. Oddziałujące na wasz umysł. Przełamujące barykady.
Brata. Starszego.
Takiego silnego, wysokiego brata, który mnie broni. Zaprowadza do siebie, uspokaja, daje kocyk i herbatkę. Który przytula, jest z Tobą. I ma brodę.
Brody są takie fajne. Ale bez wąsów.
To tylko wyobraźnia, przestań.
Znajdę takiego męża? Mam braki. Zeus powiedział, że to wszystko moja wina.
Dolała ambrozji, rozpustna bogini. Nie wiedząc, że ambrozja, zamiast dawać młodość, to ją odbiera.
Alkoholizm można ładnie ubrać. Mnie podobno też.
Ale życie jest kurwą. Musisz robić to sama. Musisz sama zapewniać sobie herbatkę, kocyk i uspokojenie. Nie chemiczne uspokojenie, w postaci małych, białych kropek. Nikt nie przyszedł, nie przychodzi i nie przyjdzie.
Jesteś tylko Ty, ta kobieta i jeden pokój.
To hartuje, uwierz.
Z czasem doceniasz to, jak wiele dał Ci los. Że doświadczenia, które na Ciebie zsyła, jakoś Cię umocniły.
W dziwny, pokręcony sposób, czujesz się silniejsza.
Chociaż ciągle rozważasz ucieczkę w otchłań.
Ale boli.
Jeszcze rok temu, zapierałam się wściekle, że nie wytrzymam chociażby dnia, mieszkając z tą kobietą w jednym pokoju. A oni patrzyli na mnie, jakbym miała wymagania z kosmosu. Pragniesz prywatności? Naprawdę? Rozpieszczona gówniaro. Pieprzona księżniczko.
I co? Wytrzymałam. Do dzisiaj muszę wytrzymywać. Widziałam wszelkie patologie, śmierć i zapchaną toaletę. Widziałam gówno na podłodze, na której teraz leżę. Nie mam własnego łóżka. Śpię pomiędzy szafkami, pod telewizorem. Widziałam tańce, widziałam płacz. Wyłam z bólu, pytając się siebie, czy to jest prawdziwe. Niesamowicie rozdzierające uczucie. Boję się to pisać.
To nerwica natręctw, masz chodzić na warsztaty, żeby się jej pozbyć. To normalne dla dzieci, które były wychowywane w rodzinie alkoholików i ogólnie, to weź dziecko. No nie wiem, pojeździj na rowerze, spotkaj się z koleżanką. O ile takowe masz.
Muszę z tym walczyć. Najmocniej, jak mogę.
Podniosłam się. Egzystuję sobie dalej, tylko marudząc i mrużąc oczy. Mam szyderczy uśmiech. Mam maskę. Dużo osób mi mówi, że okułam się w pancerz. Po mnie nie widać tego, że potrzebuję przytulenia. Po mnie nie widać tego, że jestem krucha. A jestem?
Byłam. Wciąż łatwo mnie zranić. Popłaczę się w samotności.
Ale odgryzę się. Nawet i fizycznie, kiedy będzie trzeba. Pomiatać sobą i nienawidzić siebie, mogę tylko ja. Po co ten przecinek, to ja nie wiem.
Ten blog przemienia się w coś, czego nie chcę. Nikt tego nie czyta, co jest dobre.
Mroczny pamiętnik, jakiejś smutnej nastolatki, która chce robić teledyski i lubi peleryny.
Ej, będę?
Może.