Wiesz, czyj.
Miała ona być do szkoły.
Tej śmiesznej, nowej, która jest jak ten kot w pudle.
Ale nie oszukujmy się. Po co?
No co?
Ten film dał mi nadzieję, ale wiemy, że nie.
A może? Chciałabym.
A będzie.
I już.
Jedyny ludzki, z wrażliwością artystyczną, której brak.
Tym innym.
Tak mi się wydaje.
Nie neguję ich, reszta też pewnie jest w porządku.
Mam napady paniki. Krótkie, trzymające całe ciało.
Oddycham wtedy głęboko, przechodzę do tej chatki.
Tam, w lesie jednym. Gdzie są czarne oczy i flanelowe koszule.
Nie jest ze mną dobrze.
Ale to żadna nowość.
Kropki są połączone. Jest reakcja łańcuchowa.
Ale i przeznaczenie.
Cel jest jeden.
Droga różna.
Mądrze to powiedziałeś, Andrej.
Nie lubisz, jak tak na Ciebie mówię.
Nie pozwól szarości dotrzeć tam, do serca.
Czuję chłodną melancholię poranka.
Taki jasny, szaroniebieski kolor.
Wiesz, o jakim mówię.
Jest spokojnie.
Bezpiecznie.
Nad skąpanym we mgle jeziorem.
Otulona kocykiem. Jakąś pelerynką.
Lubię peleryny.
Siedzielibyśmy tam.
Albo leżeli.
Niedawno na niebie były gwiazdy, pamiętasz?
Wrócą do nas.
Czeka na nas dzień.
Jestem zmęczona, wymęczona i obojętna.
Przez chwilę.
Jestem kropeczką.
I moja druga kropeczka.
Gdzieś się zawieruszyła.
Nieokreślony najgorszy.
Nagramy coś, wierzę.
Twoje ramiona są moją ostoją.
Przystanią. Drugim brzegiem Styksu.
Bądźmy.
Nasze kroki są takie miękkie, spokojne. Wszystko jest opanowane.
Jesteśmy tylko my, jezioro i chłodny poranek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz