Zaginąć.
Zniknąć.
Rozpłynąć się.
Znaleźć tam.
Nie odnaleźć.
Będą spokojni, prawda?
Muszą.
czwartek, 22 października 2015
niedziela, 11 października 2015
Ten zespół, ta muzyka i te dźwięki.
Te osoby, noc zawarta w paru instrumentach.
Wolność.
Nie umiem pisać dzisiaj, jakbym kiedykolwiek umiała.
Słońce świeci dzisiaj mocniej.
Nie we mnie, oczywiście.
Dlaczego miałoby tam świecić.
W tej sferze nie nadeszły żadne zmiany.
Ale zmiany nadejdą.
Na lepsze, oczywiście.
To już rok, pełny rok.
Niektórym pozmieniały się całe życia.
Chciałabym zmienić się na lepsze.
Ale po co?
Żeby zyskać ich aprobatę?
Co Ci po niej?
Jeszcze będziesz patrzeć na nich.
I śmiać się prosto w twarz.
Będą rzucać brzytwami, przecież tego ich nauczono.
Będziesz robić dobre rzeczy i zgaśniesz wtedy.
Kiedy zechcesz.
Nie daj się zgasić.
Jesteś moim jedynym coachem motywacyjnym.
Jeszcze będziemy pędzić tak, że zabraknie nam tchu.
Jeszcze będziemy tańczyć tak, że będą nam zazdrościć.
Jeszcze będziemy spełnieni, jak ta miłość.
Jeszcze będziemy tworzyć rzeczy, które porywać będą lepiej,
niż Hades Persefonę.
I jeszcze będziemy w mroku tam, na dole.
Leczyć rany i wzmacniać się.
I będziemy, kurwa, szczęśliwi.
Nie tryskanie energią, Jezus, futurystyczne budynki w tle, efekty 3D.
Będziemy sobą.
I będzie nam ze sobą dobrze.
Bo kto nam więcej się ostał?
Te osoby, noc zawarta w paru instrumentach.
Wolność.
Nie umiem pisać dzisiaj, jakbym kiedykolwiek umiała.
Słońce świeci dzisiaj mocniej.
Nie we mnie, oczywiście.
Dlaczego miałoby tam świecić.
W tej sferze nie nadeszły żadne zmiany.
Ale zmiany nadejdą.
Na lepsze, oczywiście.
To już rok, pełny rok.
Niektórym pozmieniały się całe życia.
Chciałabym zmienić się na lepsze.
Ale po co?
Żeby zyskać ich aprobatę?
Co Ci po niej?
Jeszcze będziesz patrzeć na nich.
I śmiać się prosto w twarz.
Będą rzucać brzytwami, przecież tego ich nauczono.
Będziesz robić dobre rzeczy i zgaśniesz wtedy.
Kiedy zechcesz.
Nie daj się zgasić.
Jesteś moim jedynym coachem motywacyjnym.
Jeszcze będziemy pędzić tak, że zabraknie nam tchu.
Jeszcze będziemy tańczyć tak, że będą nam zazdrościć.
Jeszcze będziemy spełnieni, jak ta miłość.
Jeszcze będziemy tworzyć rzeczy, które porywać będą lepiej,
niż Hades Persefonę.
I jeszcze będziemy w mroku tam, na dole.
Leczyć rany i wzmacniać się.
I będziemy, kurwa, szczęśliwi.
Nie tryskanie energią, Jezus, futurystyczne budynki w tle, efekty 3D.
Będziemy sobą.
I będzie nam ze sobą dobrze.
Bo kto nam więcej się ostał?
poniedziałek, 5 października 2015
niedziela, 4 października 2015
Ale mi się marzy taki domek, gdzieś w Skandynawii.
Gdzie czas mija tak, jak mu powiemy.
Gdzie nie muszę być super, być cięta, być wredna i z podwyższoną głową.
Gdzie to, że jestem miła dla drugiej osoby, starczy i nie będzie traktowane źle.
Gdzie mogę potańczyć z kimś, kto mnie kocha.
I kogo ja kocham najmocniej.
Gdzie budzę się obok osoby, za którą oddałabym wszystko.
I wiedziałabym, że to dobry interes.
Gdzie dam upust moim pokładom chęci niesienia pomocy.
Gdzie będę mogła coś zrobić.
Gdzie każdy będzie wyjątkowy i nie będzie to nic złego.
Gdzie nie ma monotonii, gdzie nie ma ruchów bolesnych, wyścigów szczurów.
Jak mi się marzy spokój. I odpoczynek.
Gdzieś, gdzie nie będę musiała zwijać się w łóżku, z twarzą wykrzywioną.
Ale mi się marzy świat, gdzie nie ma zbędnej nienawiści.
Gdzie jest zrozumienie, ludzkie podejście.
Gdzie nie ma okrucieństwa, wszystko jest traktowane sprawiedliwie.
A najbardziej mi się marzą te oczy czarne, co to im nie przeszkadzają niedoskonałości.
I przy których czuję się, jakbym była w domu.
Bo to On jest moim domem.
Gdzie nikt nie traktuje nikogo z góry, gdzie najpierw poznaje się człowieka, a potem wydaje osąd.
To niemożliwe.
Co to za wymiar, gdzie ja jestem?
Och, jak mi się marzy, jak mi się marzy.
Taka ucieczka.
I spokój. Biały, cichy spokój.
Spakowałabym się jeszcze dziś, usiadła z zegarkiem w dłoni i czekała, aż to nadejdzie.
Gdybym tylko wiedziała, kiedy to się stanie.
Co mi innego pozostało, niż ja? Dlaczego mnie to obchodzi? To tylko zbłąkana dusza, którą ktoś skrzywdził. Przekonana o własnej wyższości, co może być prawdą.
Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię? Ile jeszcze? Kiedy? Gdzie? Z kim?
Proszę. Błagam. Krzyczę i padam. I błagam. I proszę.
Co na Ciebie zadziała, czarnooki? Co zadziała, co pobudzi te moce, które przywołały Cię niegdyś, tam, w innym świecie?
Jak Ciebie przywrócić? Ja znikam.
Mogłabym zniknąć, tak na zawsze dla tego świata. Nie byłoby mi żal, gdybym jutro nigdzie nie dotarła. Gdyby miejsce przy oknie, z widokiem na beton i zieleń, nie zostało zajęte. Gdyby literki, identyfikator, w jakiejś dziwnej książce, nie zostały odhaczone. Gdybym nie dowiedziała się, dlaczego muszę tam chodzić, chociaż już wiem i słyszałam to wiele razy. Gdyby kontroler biletów, nie wypisał mi mandatu za coś, na co nie mam wpływu, bo ktoś jest taki. Gdybym nie przeszła obok cmentarza, gdybym nie wstała już z łóżka, gdyby budzik nie zadzwonił. Gdyby ksiądz mnie nie zobaczył, gdyby Ruda Kobieta nie krzyczała na mnie za to, że próbuję się wykazać, zdobyć u niej uznanie. Gdybym nie usłyszała dźwięku powietrza, wypuszczanego z materaca. Gdybym nie musiała przekraczać tych dwóch bramek, na których proszą, żeby zamykać drzwi. Gdybym nigdy nie musiała sprawdzać tej śmiesznej stronki, bo ktoś może kiedyś napisał, kogoś zaczęłam obchodzić. Gdybym nie przechodziła przez most, patrząc z nadzieją w dół, na płynącą, mętną wodę. Gdybym nie usłyszała więcej pisków tych dziewczynek. Gdybym nie usłyszała więcej krzyku tej kobiety, która stawia mnie tam, oczekując, że będę to wiedziała. Przecież to nie ma sensu, nie widzę powodów, dla którego mam to rozumieć. Nie chcę tego rozumieć. Czym jest moja wola? Tutaj nie ma woli.
Moją wolą jest bycie tłukiem. A nie, czekaj. Już nim jesteś.
Cisza. Ruchy jego klatki piersiowej. Spokój. Ciepło i materiał koszulki pod policzkiem. Bycie akceptowanym, rozumianym i kochanym. Akceptowanie, rozumienie i kochanie.
Delikatne ruchy palców, półsen i zapadanie w mrok. Ten przyjemny, bezpieczny mrok.
Chyba nic by się nie stało, gdybym zniknęła, bo przecież nie znaczę. Jestem tylko nudną, pretensjonalną nastolatką, która denerwuje ludzi. Bo czym więcej?
Jesteś duszą. Jesteś osobą. I na pewno jesteś kochana.
Pamiętaj o tym.
Gdzie czas mija tak, jak mu powiemy.
Gdzie nie muszę być super, być cięta, być wredna i z podwyższoną głową.
Gdzie to, że jestem miła dla drugiej osoby, starczy i nie będzie traktowane źle.
Gdzie mogę potańczyć z kimś, kto mnie kocha.
I kogo ja kocham najmocniej.
Gdzie budzę się obok osoby, za którą oddałabym wszystko.
I wiedziałabym, że to dobry interes.
Gdzie dam upust moim pokładom chęci niesienia pomocy.
Gdzie będę mogła coś zrobić.
Gdzie każdy będzie wyjątkowy i nie będzie to nic złego.
Gdzie nie ma monotonii, gdzie nie ma ruchów bolesnych, wyścigów szczurów.
Jak mi się marzy spokój. I odpoczynek.
Gdzieś, gdzie nie będę musiała zwijać się w łóżku, z twarzą wykrzywioną.
Ale mi się marzy świat, gdzie nie ma zbędnej nienawiści.
Gdzie jest zrozumienie, ludzkie podejście.
Gdzie nie ma okrucieństwa, wszystko jest traktowane sprawiedliwie.
A najbardziej mi się marzą te oczy czarne, co to im nie przeszkadzają niedoskonałości.
I przy których czuję się, jakbym była w domu.
Bo to On jest moim domem.
Gdzie nikt nie traktuje nikogo z góry, gdzie najpierw poznaje się człowieka, a potem wydaje osąd.
To niemożliwe.
Co to za wymiar, gdzie ja jestem?
Och, jak mi się marzy, jak mi się marzy.
Taka ucieczka.
I spokój. Biały, cichy spokój.
Spakowałabym się jeszcze dziś, usiadła z zegarkiem w dłoni i czekała, aż to nadejdzie.
Gdybym tylko wiedziała, kiedy to się stanie.
Co mi innego pozostało, niż ja? Dlaczego mnie to obchodzi? To tylko zbłąkana dusza, którą ktoś skrzywdził. Przekonana o własnej wyższości, co może być prawdą.
Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię? Ile jeszcze? Kiedy? Gdzie? Z kim?
Proszę. Błagam. Krzyczę i padam. I błagam. I proszę.
Co na Ciebie zadziała, czarnooki? Co zadziała, co pobudzi te moce, które przywołały Cię niegdyś, tam, w innym świecie?
Jak Ciebie przywrócić? Ja znikam.
Mogłabym zniknąć, tak na zawsze dla tego świata. Nie byłoby mi żal, gdybym jutro nigdzie nie dotarła. Gdyby miejsce przy oknie, z widokiem na beton i zieleń, nie zostało zajęte. Gdyby literki, identyfikator, w jakiejś dziwnej książce, nie zostały odhaczone. Gdybym nie dowiedziała się, dlaczego muszę tam chodzić, chociaż już wiem i słyszałam to wiele razy. Gdyby kontroler biletów, nie wypisał mi mandatu za coś, na co nie mam wpływu, bo ktoś jest taki. Gdybym nie przeszła obok cmentarza, gdybym nie wstała już z łóżka, gdyby budzik nie zadzwonił. Gdyby ksiądz mnie nie zobaczył, gdyby Ruda Kobieta nie krzyczała na mnie za to, że próbuję się wykazać, zdobyć u niej uznanie. Gdybym nie usłyszała dźwięku powietrza, wypuszczanego z materaca. Gdybym nie musiała przekraczać tych dwóch bramek, na których proszą, żeby zamykać drzwi. Gdybym nigdy nie musiała sprawdzać tej śmiesznej stronki, bo ktoś może kiedyś napisał, kogoś zaczęłam obchodzić. Gdybym nie przechodziła przez most, patrząc z nadzieją w dół, na płynącą, mętną wodę. Gdybym nie usłyszała więcej pisków tych dziewczynek. Gdybym nie usłyszała więcej krzyku tej kobiety, która stawia mnie tam, oczekując, że będę to wiedziała. Przecież to nie ma sensu, nie widzę powodów, dla którego mam to rozumieć. Nie chcę tego rozumieć. Czym jest moja wola? Tutaj nie ma woli.
Moją wolą jest bycie tłukiem. A nie, czekaj. Już nim jesteś.
Cisza. Ruchy jego klatki piersiowej. Spokój. Ciepło i materiał koszulki pod policzkiem. Bycie akceptowanym, rozumianym i kochanym. Akceptowanie, rozumienie i kochanie.
Delikatne ruchy palców, półsen i zapadanie w mrok. Ten przyjemny, bezpieczny mrok.
Chyba nic by się nie stało, gdybym zniknęła, bo przecież nie znaczę. Jestem tylko nudną, pretensjonalną nastolatką, która denerwuje ludzi. Bo czym więcej?
Jesteś duszą. Jesteś osobą. I na pewno jesteś kochana.
Pamiętaj o tym.
Chyba wypadałoby coś napisać, no nie? Sprawić, że napiszę coś, na co za kilka lat będę patrzeć i mówić:
"To były zjebane czasy, dobrze, że teraz mam zajebistego męża, dobre życie i tworzę rzeczy, będąc po narkotykach. I tak niedługo potem się skończyły. Te czasy znaczy, nie narkotyki. Tak. Dobrze, że wtedy nie skoczyłam z mostu. I tak byś nie skoczyła, nie oszukujmy się. Muszę wstać, idę robić rzeczy i nieumierać, a wieczorem umierać. Ale jesteś zjebana, Persefono."
Co.
Pixies ma taką manierę w muzyce, że od razu czujesz ten zgniły romantyzm, gdy leżysz na podłodze i patrzysz w jego oczy. I jest fajnie, pomimo tego, że Twoja powłoka nie wygląda interesująco.
Pixies sprawia, że chcę leżeć na podłodze. I siedzieć na krawężniku i w autobusie, nie na krześle, słuchając rzeczy i patrząc na ludzi. I tańczyć jakieś ruchy godowe w przedpokoju, gadając sama ze sobą w lustrze i nosić te za duże koszulki i patrzeć na te biodra swoje, próbować schudnąć, ale wiesz przecież, no nie.
CO JA TU PISZĘ.
Ale to mój blogasek, mogę tu pisać najbardziej żenuacyjne rzeczy, jakie mi przyjdą do głowy.
Mam zjebany sposób pisania, denerwuje mnie, kiedy czytam to, co napisałam. Denerwuję się, kiedy czytam swoje wypociny o linach cierpienia, jakieś metafory wyjęte z dupy, bo przecież artyzm i udawanie inteligentnej. A chciałabym napisać coś ociekającego flakami, bystrością i dziećmi wypadającymi z okien. Ale pachnącym kwiatami i ozdobionym ładnym szlaczkiem. Jak byłam w pierwszej klasie, to rysowałam szlaczki. Szlaczki były super, czemu teraz nie robimy szlaczków.
Jestem tępa i niedobrze mi z tym. Jestem tak kurewsko pretensjonalna.
No i po co to piszesz, niszczysz sobie tę otoczkę mądrości, o ile ktoś tu wejdzie kiedykolwiek. Pewnie wejdą zbłąkane duszyczki, a potem spierdolą, bo kolejna dziewczynka z tumblr.
TAK, MAM TUMBLR, I CO MI ZROBISZ NO CO CHODŹ NA SOLO PIERDOLONY ŚMIESZKU.
Co ja robię w tej szkole, pytam się Ciebie człowieku, masz TY W OGÓLE ŚWIADOMOŚĆ.
I GODNOŚĆ I ROZUM. I TEN.
A jutro znowu będzie prucie mordy, bo co do szkoły nie łazisz, co sobie odpuszczasz, zaraz matura, trzeba się UCZYĆ I SYSTEMATYCZNIE ODRABIAĆ LEKCJE. WYRZUCĄ CIĘ ZE SZKOŁY.
I NA CO TY SOBIE POZWALASZ DZIECKO TO JEST SZKOŁA Z RENOMĄ. TRZEBA SIĘ UCZYĆ.
ZABIERAJ PAPIERY.
Oby, kurwa.
Pójdę do tej patologicznej szkoły, zacznę palić zioło na lekcjach i tyle będzie z cudownej Kory, tego chcecie? Tam jest podziemie mojego miasta, czyli idealnie. I będę tym patologicznym dzieckiem ze spotów Giertycha, który wrzuca nauczycielowi kosz na głowę i nakurwia się z nim na miecze.
A teraz chodź napierdalać się na miecze!
Powinnam być teraz w Podziemiu, słuchać muzyki z Hadesem i oglądać mgłę na fiordami, ale nieeee kurwa.
Ech, czasami naprawdę mam dosyć, jak czytam to, co napisałam. Ale co zrobić, taka już jestem, taki mam styl i taką mam głowę. Możesz mną gardzić, możesz kochać.
Przypomniał mi się ten żul spod Polo Marketu, który wyzywał mnie za to, że nie dałam mu hajsu, pomimo tego, że nie miałam. Kurestwo i dziadostwo! Tak krzyczał. I schowałam się w Astrze, a on pukał w szybkę, jak dzieci w piekarniku. I potem Demeter odjechała. Miałam dziesięć lat, co to za czasy były, no nie mogę.
Albo jak byłam nad tym jeziorem i spierdalałam przed zaskrońcem.
Kurwa.
Niech mnie ktoś zabierze ode mnie.
--
Tekst był pisany w dziwnym stanie, nie bierz tego na serio. Albo bierz. Wszystko jedno.
"To były zjebane czasy, dobrze, że teraz mam zajebistego męża, dobre życie i tworzę rzeczy, będąc po narkotykach. I tak niedługo potem się skończyły. Te czasy znaczy, nie narkotyki. Tak. Dobrze, że wtedy nie skoczyłam z mostu. I tak byś nie skoczyła, nie oszukujmy się. Muszę wstać, idę robić rzeczy i nieumierać, a wieczorem umierać. Ale jesteś zjebana, Persefono."
Co.
Pixies ma taką manierę w muzyce, że od razu czujesz ten zgniły romantyzm, gdy leżysz na podłodze i patrzysz w jego oczy. I jest fajnie, pomimo tego, że Twoja powłoka nie wygląda interesująco.
Pixies sprawia, że chcę leżeć na podłodze. I siedzieć na krawężniku i w autobusie, nie na krześle, słuchając rzeczy i patrząc na ludzi. I tańczyć jakieś ruchy godowe w przedpokoju, gadając sama ze sobą w lustrze i nosić te za duże koszulki i patrzeć na te biodra swoje, próbować schudnąć, ale wiesz przecież, no nie.
CO JA TU PISZĘ.
Ale to mój blogasek, mogę tu pisać najbardziej żenuacyjne rzeczy, jakie mi przyjdą do głowy.
Mam zjebany sposób pisania, denerwuje mnie, kiedy czytam to, co napisałam. Denerwuję się, kiedy czytam swoje wypociny o linach cierpienia, jakieś metafory wyjęte z dupy, bo przecież artyzm i udawanie inteligentnej. A chciałabym napisać coś ociekającego flakami, bystrością i dziećmi wypadającymi z okien. Ale pachnącym kwiatami i ozdobionym ładnym szlaczkiem. Jak byłam w pierwszej klasie, to rysowałam szlaczki. Szlaczki były super, czemu teraz nie robimy szlaczków.
Jestem tępa i niedobrze mi z tym. Jestem tak kurewsko pretensjonalna.
No i po co to piszesz, niszczysz sobie tę otoczkę mądrości, o ile ktoś tu wejdzie kiedykolwiek. Pewnie wejdą zbłąkane duszyczki, a potem spierdolą, bo kolejna dziewczynka z tumblr.
TAK, MAM TUMBLR, I CO MI ZROBISZ NO CO CHODŹ NA SOLO PIERDOLONY ŚMIESZKU.
Co ja robię w tej szkole, pytam się Ciebie człowieku, masz TY W OGÓLE ŚWIADOMOŚĆ.
I GODNOŚĆ I ROZUM. I TEN.
A jutro znowu będzie prucie mordy, bo co do szkoły nie łazisz, co sobie odpuszczasz, zaraz matura, trzeba się UCZYĆ I SYSTEMATYCZNIE ODRABIAĆ LEKCJE. WYRZUCĄ CIĘ ZE SZKOŁY.
I NA CO TY SOBIE POZWALASZ DZIECKO TO JEST SZKOŁA Z RENOMĄ. TRZEBA SIĘ UCZYĆ.
ZABIERAJ PAPIERY.
Oby, kurwa.
Pójdę do tej patologicznej szkoły, zacznę palić zioło na lekcjach i tyle będzie z cudownej Kory, tego chcecie? Tam jest podziemie mojego miasta, czyli idealnie. I będę tym patologicznym dzieckiem ze spotów Giertycha, który wrzuca nauczycielowi kosz na głowę i nakurwia się z nim na miecze.
A teraz chodź napierdalać się na miecze!
Powinnam być teraz w Podziemiu, słuchać muzyki z Hadesem i oglądać mgłę na fiordami, ale nieeee kurwa.
Ech, czasami naprawdę mam dosyć, jak czytam to, co napisałam. Ale co zrobić, taka już jestem, taki mam styl i taką mam głowę. Możesz mną gardzić, możesz kochać.
Przypomniał mi się ten żul spod Polo Marketu, który wyzywał mnie za to, że nie dałam mu hajsu, pomimo tego, że nie miałam. Kurestwo i dziadostwo! Tak krzyczał. I schowałam się w Astrze, a on pukał w szybkę, jak dzieci w piekarniku. I potem Demeter odjechała. Miałam dziesięć lat, co to za czasy były, no nie mogę.
Albo jak byłam nad tym jeziorem i spierdalałam przed zaskrońcem.
Kurwa.
Niech mnie ktoś zabierze ode mnie.
--
Tekst był pisany w dziwnym stanie, nie bierz tego na serio. Albo bierz. Wszystko jedno.
Subskrybuj:
Posty (Atom)