niedziela, 4 października 2015

Ale mi się marzy taki domek, gdzieś w Skandynawii.
Gdzie czas mija tak, jak mu powiemy.
Gdzie nie muszę być super, być cięta, być wredna i z podwyższoną głową.
Gdzie to, że jestem miła dla drugiej osoby, starczy i nie będzie traktowane źle.
Gdzie mogę potańczyć z kimś, kto mnie kocha.
I kogo ja kocham najmocniej.

Gdzie budzę się obok osoby, za którą oddałabym wszystko.
I wiedziałabym, że to dobry interes.
Gdzie dam upust moim pokładom chęci niesienia pomocy.
Gdzie będę mogła coś zrobić.
Gdzie każdy będzie wyjątkowy i nie będzie to nic złego.

Gdzie nie ma monotonii, gdzie nie ma ruchów bolesnych, wyścigów szczurów.
Jak mi się marzy spokój. I odpoczynek.

Gdzieś, gdzie nie będę musiała zwijać się w łóżku, z twarzą wykrzywioną.

Ale mi się marzy świat, gdzie nie ma zbędnej nienawiści.
Gdzie jest zrozumienie, ludzkie podejście.
Gdzie nie ma okrucieństwa, wszystko jest traktowane sprawiedliwie.

A najbardziej mi się marzą te oczy czarne, co to im nie przeszkadzają niedoskonałości.
I przy których czuję się, jakbym była w domu.
Bo to On jest moim domem.

Gdzie nikt nie traktuje nikogo z góry, gdzie najpierw poznaje się człowieka, a potem wydaje osąd.
To niemożliwe.

Co to za wymiar, gdzie ja jestem?

Och, jak mi się marzy, jak mi się marzy.

Taka ucieczka.

I spokój. Biały, cichy spokój.

Spakowałabym się jeszcze dziś, usiadła z zegarkiem w dłoni i czekała, aż to nadejdzie.
Gdybym tylko wiedziała, kiedy to się stanie.

Co mi innego pozostało, niż ja? Dlaczego mnie to obchodzi? To tylko zbłąkana dusza, którą ktoś skrzywdził. Przekonana o własnej wyższości, co może być prawdą.

Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię? Ile jeszcze? Kiedy? Gdzie? Z kim?

Proszę. Błagam. Krzyczę i padam. I błagam. I proszę.

Co na Ciebie zadziała, czarnooki? Co zadziała, co pobudzi te moce, które przywołały Cię niegdyś, tam, w innym świecie?

Jak Ciebie przywrócić? Ja znikam.

Mogłabym zniknąć, tak na zawsze dla tego świata. Nie byłoby mi żal, gdybym jutro nigdzie nie dotarła. Gdyby miejsce przy oknie, z widokiem na beton i zieleń, nie zostało zajęte. Gdyby literki, identyfikator, w jakiejś dziwnej książce, nie zostały odhaczone. Gdybym nie dowiedziała się, dlaczego muszę tam chodzić, chociaż już wiem i słyszałam to wiele razy. Gdyby kontroler biletów, nie wypisał mi mandatu za coś, na co nie mam wpływu, bo ktoś jest taki. Gdybym nie przeszła obok cmentarza, gdybym nie wstała już z łóżka, gdyby budzik nie zadzwonił. Gdyby ksiądz mnie nie zobaczył, gdyby Ruda Kobieta nie krzyczała na mnie za to, że próbuję się wykazać, zdobyć u niej uznanie. Gdybym nie usłyszała dźwięku powietrza, wypuszczanego z materaca. Gdybym nie musiała przekraczać tych dwóch bramek, na których proszą, żeby zamykać drzwi. Gdybym nigdy nie musiała sprawdzać tej śmiesznej stronki, bo ktoś może kiedyś napisał, kogoś zaczęłam obchodzić. Gdybym nie przechodziła przez most, patrząc z nadzieją w dół, na płynącą, mętną wodę. Gdybym nie usłyszała więcej pisków tych dziewczynek. Gdybym nie usłyszała więcej krzyku tej kobiety, która stawia mnie tam, oczekując, że będę to wiedziała. Przecież to nie ma sensu, nie widzę powodów, dla którego mam to rozumieć. Nie chcę tego rozumieć. Czym jest moja wola? Tutaj nie ma woli.
Moją wolą jest bycie tłukiem. A nie, czekaj. Już nim jesteś.

Cisza. Ruchy jego klatki piersiowej. Spokój. Ciepło i materiał koszulki pod policzkiem. Bycie akceptowanym, rozumianym i kochanym. Akceptowanie, rozumienie i kochanie.

Delikatne ruchy palców, półsen i zapadanie w mrok. Ten przyjemny, bezpieczny mrok.

Chyba nic by się nie stało, gdybym zniknęła, bo przecież nie znaczę. Jestem tylko nudną, pretensjonalną nastolatką, która denerwuje ludzi. Bo czym więcej?

Jesteś duszą. Jesteś osobą. I na pewno jesteś kochana.

Pamiętaj o tym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz