środa, 6 kwietnia 2016

Nie mam weny na cokolwiek.
Nawet na patrzenie w niebo.

Szczerze mówiąc, trochę zmuszam się do pisania.
Bo chyba łudzę się tym, że jeśli wypiszę to
co we mnie siedzi, poczuję się odrobinę lepiej.

Sęk jednak tkwi w tym,
że nie wiem nawet, w jaki sposób
mogę to wypisać i nie brzmieć
jak rozpieszczone dziecko.

Wyprułam sama z siebie siłę?
Czy ktoś to zrobił?
Brak kogoś?

Patrzę w sufit, gram w głupią gierkę i rozmyślam.
Nawet gdybym dostała teraz zdolność unoszenia się
ponad ziemię, to czy potrafiłabym ją
wykorzystać?

Marnuję czas.
Nie wiem, na co go wykorzystać.
Otaczam się w swojej szklanej kuli.
Bezpiecznej i ciemnej.

Nie potrafię wypisywać swojego nastoletniego
środka i wnętrzności,
bez poczucia zażenowania.

Patrzyłam na osoby w podobnym stanie
co ja teraz, jedynie ja lepiej
to maskuję i jednak mam
trochę więcej siły i woli.

Wykrzyczeć chcę to, wreszcie
poczuć ulgę i lekkość,
jakiej pragnę i którą celebruję,
o ile zdarzy się w jakimś momencie
niezwykłym.

Chyba brak mi odwagi?
A może mam dla kogo?
Mam dla kogo.

To normalne w tym wieku,
że odczuwa się bezsens wszystkiego
i pragnie uciec najdalej.

Na papierze już dorosła.
W głowie wciąż gra
melodyjka z Atomówek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz