Podobno to przechodzi z wiekiem.
Ten cały smutek.
Nienawidzę siebie z przyszłości.
Czuję, że zrobi mnóstwo głupstw.
Wykorzysta macicę do czegoś innego.
Fuj.
Nie wiem.
Boże.
Umrę w wannie.
Moje zwłoki będą się rozkładać.
Powstanie zupa.
Taka piękna i urocza.
Właściciel mieszkania ją zobaczy.
Ktoś musi.
Wszystko lepsze, jak macica.
Ból.
I ten cały schemat.
Fuj.
TO NIE JEST FAJNE.
I umrę sama.
Jak całe życie.
Z własnej winy?
Ale naprawdę.
Powiedz.
Czy ja skończę tak, jak nie chcę?
Tak.
Mogę to zakończyć teraz?
Nie.
Aha.
Mhm.
Ej. Ale teraz naprawdę.
Boję się przyszłości.
I nie chcę być w tej prostej zbieraninie ludzi.
Tej.
Nie patrz mi w monitor, Demeter.
Lepiej zajmij się szklaneczką.
Wódeczką.
Nie pisz tego tutaj.
Tak nie wypada.
Pewnych rzeczy się nie mówi.
I proszę. Oto moja głowa.
Głupoty. Mnóstwo.
Tak. Widzisz?
Bądź tu. No.
No dalej. Chodź.
Chodź do garbatego dzieciątka.
Hoduję sobie skoliozę.
I znowu Cobain.
Co Ty ze mną robisz.
Dlaczego to tak doskonale ukazuje moje rozhisteryzowane, nastoletnie hormony?
Mają wpływ na mózg mój.
I to wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz