Poczuć ten pocałunek.
I to wszystko.
Żyć.
Jak to pięknie brzmi.
I on do mnie mówi, że ci to usprawiedliwi, bo taka sytuacja rodzinna. Poczułam się, jakbyśmy byli... jakąś patologią.
Demeter. My jesteśmy.
Zamknij się. Znowu się podrapałaś, idiotko?
Tak.
Aha.
Nie.
Czy coś.
Wpadłam w jakiś szał tworzenia.
Piszę niezrozumiałe słowa.
I ja chcę to morze ujrzeć.
I Tokio. I wszystko.
Tokio. To brzmi tak zupełnie nierealistycznie.
I Grimes. I ogólnie.
I już nie chcę tego.
Słucham pięknych dźwięków.
Unoszę się nad ciałem.
Na chwilę.
Bo budzą mnie wyzwiska.
W moją stronę.
Im bardziej próbuję nie odzywać się.
Tym więcej one mówią do mnie.
Niefajne rzeczy.
Potem moglibyśmy pójść się naćpać.
Gdzieś nad morzem.
Na piasku.
I obserwować gwiazdy.
Patrz. To Orion.
Andromeda.
Niedługo się z nami zderzy.
Poczekajmy.
Chyba. Może.
Jestem zbyt romantyczna.
Ale inaczej nie potrafię.
I w ogóle. Chyba byłoby fajnie.
Tak mi się wydaje przynajmniej.
Byłbyś zadowolony?
Siedzielibyśmy w jakiejś spelunie w Seattle.
I śmiali się.
Gadali głupoty i tak dalej.
I przecznicę dalej jakieś mieszkanie.
Ładne takie. W miarę ładne.
I ja chcę. I. I.
Ale nie.
Dlaczego?
Bo tak.
Okej.
Więc co? Werter czy Cobain?
A którego wolisz?
Werter to rozpieszczona pizda.
W sumie racja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz